czwartek, 18 kwietnia 2013

Rozdział II



Przez te kilka dni odczuwała delikatnie zmianę w zachowaniu Jacka. Nie opuszczał jej prawie na krok, a kiedy widział gdzieś w pobliżu Vermaelena, nie pozwalał, by zostawała z nim sam na sam. Powoli zaczęło ją to denerwować, ale nie miała zamiaru się  z nim kłócić. W piątek na szczęście miała dzień wolny, dlatego od samego rana wybrała się na zakupy ze swoją przyjaciółką Natashą, która była narzeczoną Fabiańskiego i też miała być na tej kolacji.

- Powinnaś dać sobie spokój z panem W. – zaczęła jak tylko wysiadły z samochodu. – I nie patrz tak na mnie Sheer, wiesz że chcę dla ciebie jak najlepiej, a najlepiej na pewno z nim nie będzie. – Spojrzała na nią, krzyżując ręce na piersiach.

- Ja go kocham, musisz to zrozumieć i on pewnie na swój sposób też mnie kocha. – westchnęła cicho – Może już niedługo nie będziemy musieli się ukrywać – wzruszyła ramionami i weszła do sklepu. Natasha nie odpowiedziała już nic, tylko wywróciła oczami i udała się prosto za swoją przyjaciółką. Wiedziała od samego początku o potajemnych schadzkach jej i Wilshere’a i nigdy nie była zadowolona z tego faktu. Kochała Sophie jak siostrę i chciała, żeby ułożyła sobie w końcu życie z normalnym facetem. Czuła, że prędzej czy później Jack ją skrzywdzi, a tego nie chciała.

* * *

- Mam nadzieję, że nie masz zbyt krótkiej sukienki – roześmiał się przez słuchawkę, jednak wyczuła w jego głosie zazdrość. Od ponad pół godziny wisiał na telefonie i nie dawał się jej uszykować.

- Niech to będzie dla ciebie niespodzianka, Jack. – pokręciła głową i spojrzała na sukienkę, która leżała na łóżku i uśmiechnęła się mimowolnie. Kiedy zobaczyła ją w sklepie od razu wiedziała, że musi ją kupić i pomimo, że nigdy nie lubiła koloru herbacianego, tak teraz nie miało to znaczenia. Sukienka była jak z bajki – prosta, choć ciągnęła się do ziemi, a wyszywane hafty dodawały tylko uroku.

- Ale zachowasz dla mnie jeden taniec? – wymruczała do słuchawki, a dziewczyna wybuchła śmiechem. – No wiesz co… – zamilkł. 

- Przepraszam cię Jack, – próbowała się uspokoić – ale nie mogłam się powstrzymać. – przygryzła dolną wargę i westchnęła. – Jeśli mnie poprosisz, to na pewno nie odmówię.

- Nie trzeba było tak od razu, Soph – westchnął – Nie będę ci już przeszkadzał, szykuj się, zobaczymy się za niecałe dwie godziny. Uwielbiam cię! – cmoknął do telefonu.

- Ja ciebie też, wariacie. Do zobaczenia – rozłączyła się i odłożyła telefon na toaletkę, spoglądając w swoje odbicie w lustrze. Nie przypuszczała, że tak strasznie będzie się stresować całym tym wyjściem. Trochę się tego obawiała. Tego jak zareaguje na Jacka z Lauren. Wiedziała, że nie będzie mogła niczego po sobie dać znać. W końcu wstała z krzesła i udała się prosto do łazienki. Miała niecałe półtora godziny, żeby być gotowa do wyjścia.

* * *

Nie pamiętał kiedy ostatni raz się tak stresował. Pięć razy poprawiał krawat w lustrze, a kiedy zegar wybił kwadrans po piątej, spojrzał w swoje odbicie i wziął kilka głębszych wdechów. Co z tobą Vermaelen, w końcu nie bez przyczyny wołają na ciebie Verminator - zaśmiał się sam do siebie i chwytając w rękę bukiet frezji, wyszedł z mieszkania udając się do samochodu. Przez całą drogę zerkał we wsteczne lusterko, raz po raz zaciskając palce na kierownicy. Weź się w garść, stary. To tylko zwykłe wyjście. Dobrze wiesz, że nie jest tobą zainteresowana. W końcu zatrzymał się przed apartamentowcem, w którym mieszkała i zerknął na zegarek. Był punktualnie. Wysiadł powoli z samochodu i zabierając ze sobą kwiaty ruszył prosto pod jej drzwi, za moment dzwoniąc dzwonkiem. Po chwili usłyszał echo odbijających się obcasów, a kiedy znalazła się tuż przy drzwiach mógł przysiąc, że na moment się zawahała, nim otworzyła drzwi. Jednak kiedy to zrobiła, zaparło mu dech w piersi, a usta delikatnie się rozchyliły. Wyglądała przepięknie. Zawsze wyglądała pięknie, ale w tej sukience ciągnącej się do podłogi i rozpuszczonych lokach...

- Wyglądasz zniewalająco, Sherr – uśmiechnął się szarmancko, spoglądając jej prosto w oczy. Był oczarowany.

- Dziękuję – Sophie zarumieniła się lekko i spojrzała  na bukiet kwiatów, który trzymał w dłoni. – To dla mnie? 

- Tak… - wyciągnął w jej kierunku rękę, podając bukiet – Mam nadzieję, że lubisz frezje? 

- Można powiedzieć, że trafiłeś w dziesiątkę, kapitanie – uśmiechnęła się i wzięła od niego kwiaty. – Wejdź na chwilę, muszę je wstawić do wazonu –wskazała ręką by wszedł i ruszyła do kuchni. 

Kiedy zniknęła za  rogiem, przymknął na moment oczy i wszedł do środka. Serce nadal waliło mu jak szalone. Zamknął za sobą drzwi, otwierając powoli oczy, a kiedy się obrócił, stała tuż przed nim z uśmiechem na ustach.

- Gotowy? – widział jak przygląda mu się dokładnie.

- Jeśli ty jesteś gotowa, to ja jak najbardziej – wyciągnął w jej kierunku ramię, a ta chwyciła go pod, znów się uśmiechając.

- No to w drogę.

* * *

Przez całą drogę do restauracji, w której miała odbyć się uroczystość, czuła na sobie jego wzrok. Jednak ani razu na niego nie spojrzała. Serce dziwnie zaczęło jej bić od kiedy tylko ujrzała go w drzwiach. W garniturze wyglądał seksownie, musiała to przyznać. Zresztą Thomas był przystojnym mężczyzną i gdyby nie fakt, że spotykała się potajemnie z jednym z jego kumpli z drużyny, pewnie by się z nim umówiła raz, czy dwa. Skarciła się za to w myślach, a kiedy w końcu się zatrzymali, spojrzała na niego i uśmiechnęła niepewnie.

- To tylko zwykła uroczystość, Sophie – zaśmiał się, widząc wyraz jej twarzy.

- Wiem o tym – również się zaśmiała i chwyciła za klamkę, chcąc otworzyć drzwi.

- Zaczekaj! – Thomas chwycił ją delikatnie za ramię i po chwili wysiadł z samochodu, obchodząc go i otwierając jej drzwi – Jestem dżentelmenem – puścił do niej oczko i wyciągnął dłoń  w jej kierunku. Nie zastanawiała się ani chwili. Chwyciła za nią i wysiadła z samochodu, rozglądając się na boki. Błyski fleszy dobiegły ich z każdej strony. No tak, mogła się tego spodziewać. Uśmiechając się delikatnie, ruszyła z Thomasem do środka, gdzie byli już prawie wszyscy. Kiedy podeszli do grupki, w której stali, Giroud, Podolski i Arteta z żonami, przywitali się z nimi. 

- U la, la! – zagwizdał Lucas i zmierzył wzrokiem Sophie – O mało co i bym cię nie poznał – zaśmiał się i spojrzał na swoją żonę, która pokręciła tylko głową i uśmiechnęła się do dziewczyny.

- Co prawda, to prawda – Giroud pokiwał głową -  widzimy cię zazwyczaj w wersji sportowej, a tutaj – uśmiechnął się.

- Ci dwaj idioci próbują powiedzieć, że ładnie wyglądasz, Sophie – Arteta dodał, widząc minę dziewczyny, na co wszyscy się zaśmiali.

No tak. Giroud i Podolski byli jej ulubieńcami. Nie było dnia, kiedy by ją nie rozśmieszyli. Zresztą jak i z jednym, jak i z drugim dogadywała się doskonale. Nie mogła narzekać na brak rozrywki. Kiedy więc mężczyźni udali się po coś do picia, została z ich partnerkami i wdała się w dyskusję na temat sukienek. Raz po raz rozglądała się po sali w poszukiwaniu Jacka, jednak nigdzie nie mogła go znaleźć.

- Jesteście razem? – usłyszała w końcu pytanie, które sprawiło, że spojrzała na kobiety. Zmrużyła oczy, przyglądając się im przez chwilę. – Ty i Thomas? – Dodała pospiesznie Jen, widząc minę dziewczyny.

- Nie, nie jesteśmy razem – Sophie pokręciła głową i spojrzała w kierunku mężczyzn, którzy wracali do nich z drinkami.

- Wielka szkoda, bo wyglądacie razem idealnie – Lorena mrugnęła do niej oczkiem i spojrzała na swojego męża, który stanął obok niej, podając jej drinka.

To co powiedziała Lorena dało jej do myślenia. Idealnie. Wydawało jej się, że idealnie wygląda z Jackiem, ale nikt nie mógł tego potwierdzić. Wzięła kieliszek z szampanem od Thomasa i wypiła go duszkiem, przymykając na moment oczy. Czuła na sobie jego wzrok, jednak milczał, za co była mu wdzięczna. W końcu spojrzała na niego i uśmiechnęła się ciepło, dając mu do zrozumienia, że wszystko jest w porządku. Ale czy tak naprawdę było i czy on w to uwierzył? Sama nie była tego pewna…

Kiedy w końcu usiedli przy stoliku, zauważyła go. Wchodził na sale, przepraszając wszystkich dookoła. Lauren szła za nim, uśmiechając się tym swoim wyuczonym, sztucznym uśmiechem, aż ją zatrzęsło od środka. Przez chwilę jej i Jacka spojrzenia się spotkały, jednak szybko odwróciła głowę, udając że słucha tego o czym mówił Lukas. Jej serce zaczęło bić szybciej, a ręce zaczęły się pocić. Miała nadzieję, że nikt tego nie zauważył.

- Dobrze się czujesz? – Thomas pochylił się delikatnie w jej stronę. – Zbladłaś – spojrzał na nią lekko zmartwiony. Pokiwała tylko głową i uśmiechnęła się. Nie zdążyła nic powiedzieć, bo uroczystość się rozpoczęła.

* * *

Nie wiedziała ile wypiła, poprzestała liczyć, jednak w tym momencie ją to nie obchodziło. Wszyscy dobrze się bawili, ona również. Miała do tego pełne prawo. Lauren nie odstępowała Jacka na krok, łasiła się do niego, dając wszystkim do zrozumienia, że chłopak należy tylko i wyłącznie do niej. Bolało ją to. Za każdym razem kiedy widziała, jak Lauren migdaliła się z Jackiem, na jej sercu pojawiała się kolejna rysa. W końcu nie zwracała już na niego uwagi. Dobrze bawiła się w towarzystwie Vermaelena, który starał się na każdym kroku jej zaimponować. W końcu, kiedy szybkie piosenki się skończyły, a DJ zaczął puszczać wolniejsze, zarzuciła ręce na szyję mężczyzny i wtuliła się niego, przymykając oczy. Słyszała bicie jego serca, mieszające się z piękną melodią, która wydobywała się z głośników. W tym momencie pragnęła, żeby piosenka trwała jak najdłużej. Pomimo tego, że była wcięta, poczuła się bezpiecznie w jego ramionach. Inaczej. Nie przeszkadzało jej nawet to, że gładził ją delikatnie po plecach. Powoli uniosła głowę i spojrzała mu prosto w oczy. Uśmiechnął się do niej delikatnie, lekko kręcąc głową - nie miał pojęcia co jej chodziło po głowie. Może i dobrze, bo w tym momencie chciała go pocałować. Jednak się opamiętała. Odwzajemniła uśmiech i znów się w niego wtuliła, kołysząc się z nim na parkiecie. Nie zwróciła nawet uwagi na Jacka, który siedział sam przy stoliku i obserwował całą sytuację, zaciskając przy tym pięści pod stołem. Kiedy piosenka się skończyła, Thomas jak na dżentelmena przystało, ucałował jej dłoń i poprowadził do ich stolika, tam jednak Sophie go przeprosiła i ruszyła prosto w kierunku łazienek. Musiała chwilę ochłonąć, do tego zmęczenie powoli brało nad nią górę - prawie cała noc w szpilkach dawała jej stopom w kość. W końcu wyszła z pomieszczenia i skierowała się prosto na salę, jednak coś ją zatrzymało, a raczej ktoś. Poczuła na swoim ramieniu lekki uścisk i po chwili została wciągnięta do jakiegoś pustego, ciemnego pomieszczenia. Serce zabiło jej mocniej, a kiedy wzięła głębszy wdech, poczuła zapach tak znajomych perfum. 

- Wystraszyłeś mnie – spojrzała na zarys mężczyzny, który z każdą sekundą się wyostrzał. W końcu dostrzegła wściekłość w jego oczach.

- Widzę, że bawisz się znakomicie – powiedział prawie przez zaciśnięte zęby, cały czas trzymając rękę opartą o drzwi, tuż przy jej głowie.

- Bawię się dobrze i owszem – próbowała się od niego odsunąć, ten jednak przybliżył się do niej niebezpiecznie, prawie się z nią stykając. – Jack, co ty wyprawiasz, puść mnie…

- Nie mogę uwierzyć, że robisz to wszystko na moich oczach – pokręcił głową i przymknął na moment powieki.

- Ja? Robię na twoich oczach? Co takiego? No powiedz, co?! – prawie na niego wrzasnęła, czuła jak od środka zaczyna się w niej wszystko kotłować.

- Jak obściskujesz się z Vermaelenem! Na moich oczach, Soph! – spojrzał na  nią z bólem w oczach. Ona tylko pokręciła głową, czując jak zbiera jej się na płacz.

- Puść mnie, Jack… - odpowiedziała spokojnie. Nie miała zamiaru robić scen. Nie chciała tego.

- Nie! – pokręcił głową -  Nie, dopóki mi nie wytłumaczysz dlaczego…

- Dlaczego? – prychnęła w końcu, nie wytrzymując. – Myślisz, że mnie to nie boli – wbiła mu palec w tors. – To, jak Lauren się z tobą obściskuje, jak cię całuje, trzyma za rękę – pokręciła głową. – To cholernie boli, Wilshere i zrobiłam błąd zgadzając się na przyjście tutaj z Thomasem. A teraz wybacz, ale muszę iść, nie mam ochoty z tobą rozmawiać – odepchnęła go od siebie, ten jednak chwycił ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie, wpijając się zachłannie w jej usta. Zareagowała od razu, a to w jaki sposób to zrobiła, zaskoczyło ją nie mniej niż jego. Wolną dłonią wymierzyła mu policzek, za chwilę zakrywając tą samą dłonią swoje usta. To był pierwszy raz kiedy go uderzyła. Nie wiedziała co zrobić, dlatego też odwróciła się na pięcie i otwierając szybko drzwi, opuściła pomieszczenie, zostawiając go tam osłupiałego. Nie patrzyła w którą stronę idzie, zatrzymała się dopiero wtedy, kiedy na kogoś wpadła.

- Sophie, wszystko w porządku – usłyszała spokojny głos Thomasa, po chwili czując jak delikatnie chwyta ją za podbródek i unosi go do góry.

- Zabierz mnie stąd i nie pytaj o nic, błagam – prawie wyszeptała. Nie pytał o nic, chwycił ją za rękę i poprowadził prosto do szatni, tam wziął ich płaszcze, by po chwili już otwierać drzwi od jego samochodu. Kiedy w końcu usiadł na miejscu kierowcy, spojrzał na nią. Siedziała, wpatrując się przed siebie, nie odzywając się ani słowem. Odpalił silnik i ruszył spod restauracji. 

- Mam cię zabrać do domu? – w końcu przerwał milczenie.

- Nie. – pokręciła głową – Zabierz mnie gdzieś, gdzie będę mogła ochłonąć.   

I zrobił to. Znów bez zbędnych pytań. Nawet nie wiedział jak bardzo była mu za to wdzięczna.

16 komentarzy :

  1. Co za zajebisty rozdział!!!!!!!!!!!!!!! Jaram się na całego! Zrób mi tą przyjemność i niech Sheer będzie z Vermą, co? Wiem, że wolisz Jacka, ale Sheer i Verma to była by miła odmiana.

    Ale rozdział jest: A;FKAE;GJWREJHw[hoLGGWEHjrhjpo';pwafkjbSEGLOHPOJAEPORHA'REPHKN;LERNMFBKLNRKLWJNM;[wakmg'pWQK[GYJWA;LYJQTBOWI5V23rqwp35onqp3y!

    NO!

    To by było na tyle.

    Merytorykę dostałaś na GG. I nie marudź mi marudo, bo ci skopię dupsko, zobaczyć! A wiesz że nie długo się spotykamy!

    Pozdrawiam N.

    OdpowiedzUsuń
  2. Łał, boski rozdział. To opowiadanie jest takie inne. I w dobrym tego słowa znaczeniu ;p Sophie taka twarda babka xd i bardzo dobrze, oby tak dalej. Czekam na następny. Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. zakochałam sie!<3
    cudowny, wkurzył mnie Jack, myśli tylko o sobie. Kiedy będzie następny, bo szczerze mówiąc ten blog staje sie ulubionym :)

    zapraszam do siebie na rozdział 5 http://freedoomcry.blogspot.com/2013/04/rozdzia-5.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Jej. W tej chwili jestem totalnie za tym, żeby bohaterka wybrała Vermę. Jeśli ma zawsze tak cierpieć, bo Jack nie może się ogarnąć i zerwać z Lauren i ma się jeszcze wyżywać na Sophie to jestem na nie dla tego związku w ukryciu. Chociaż lubię ten wątek. Jack to taki wieczny gówniarz. A kobiety potrzebują prawdziwych mężczyzn, a nie dzieciaków do niańczenia. A taki właśnie jak na razie wydaję się być Wilshere.
    Wiem za to jedno - będę stałym gościem tu u Ciebie :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. POPIERAM!!!!!! I WANT VERMA z SHEER!

      Usuń
    2. Vermsheer widzę u was na prowadzeniu ;) Się zobaczy jak to będzie :) Vermsheer czy Wilsheer ;3

      Usuń
    3. Ma być mi kurwa VermSheer!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

      Usuń
  5. Świetny co tu dużo mówić , wszystko już jest napisane wyżej ;D

    OdpowiedzUsuń
  6. Jack obściskuje się z Lauren na oczach Sophie i ma pretensje do niej, że ona dobrze bawi się w towarzystwie Thomasa... Niesprawiedliwy. Podobało mi się jak Sophie go uderzyła :D
    Również jestem za tym, żeby była z Vermą. :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten rozdział jest taki SGHAFDHASFDGJKSGFDKSFHLKSDHFJKAGSDHAFHGFDSDVGKJSHFKLGKJSDGFJHFSDJHGAskjfhSLKDJKLDJHFDFGJHSDFKLSDJFKLDHFKJAGSDKJSAHDFJKAGsdkAhlkDFGKJDHFLKSDHFKJDSFGJ *______* I więcej nie jestem w stanie z siebie wydusić JARAM SIĘ ! <333

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie wiem, czemu my, kobiety, mamy słabość do facetów niedojrzałych, którzy na pierwszym miejscu stawiają swoje własne potrzeby, a nie nasze. Jack taki bez wątpienia jest. Jest niedojrzały, w moich oczach niezbyt odpowiedzialny i trochę tchórzliwy. Ale jest również w tym wszystkim uroczy. Co prawda ja bez zastanowienia rzuciłabym się w ramiona Vermaelena, ale ja to ja - mam do niego ogromną słabość i moje wyobrażenie o nim chyba nigdy się nie zmieni. W każdym razie, rozumiem Sophie, rozumiem jej dylematy, jej rozterki, ponieważ tkwi w czymś, co niekoniecznie prowadzi do lepszej przyszłości. Ona nie ma gwarancji, a czasem to właśnie świadomość, że za rok, za dwa będzie dobrze, jest jedną z najważniejszych rzeczy dla kobiety.
    Podoba mi się i będę śledzić. Cieszy fakt, że coraz więcej Arsenalu ostatnio znajduję na blogach.
    Pozdrawiam. :)

    /boczny-wiatr/

    OdpowiedzUsuń
  9. No i gdzie jest rozdział numer 3, ja się pytam??

    OdpowiedzUsuń
  10. Popieram. Chcemy rozdział numer 3

    OdpowiedzUsuń
  11. Zabierając się do czytania Twojej twórczości nie wiedziałam, że tak mnie ona wciągnie. Masz niesamowity styl pisania. Nie jestem w stanie powiedzieć dlaczego, ale coś go wyróżnia na tle innych. Co do głównej bohaterki, to muszę przyznać, że jest w dużej mierze podobna do mnie. Z jednej strony twarda z niej babka, a z drugiej, uczuciowa i delikatna.
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń